Kolejny rozdział. Na razie najdłuższy ze wszystkich ^^
Rozdział 3 Wioska szaleńców.
Dolatywali do Ponyville. Od kiedy Luna wyszła od Zecory nie mówiła nic na temat swojej wizyty. Wszyscy uznali, że księżniczka nie chce o tym mówić. - Zbliżamy się! – powiedział Moon Dancer. Luna spojrzała na maleństwo. Siedziało sobie na jej grzbiecie i patrzyło na zbliżające się Ponyville. Miasteczko wyglądało strasznie sielsko i przyjemnie. Na malowniczym pagórku stała stodoła oraz kilka budynków. Za nimi ciągnęły się sady jabłkowe. Od takiej ich ilości robiło się Lunie niedobrze. Na skraju małego lasku stało drzewko, które ktoś zamienił w domek. Wokół niego hasały szczęśliwie przeróżne zwierzątka. Wysoko nad Ponyville unosiło się Cloudsville. Jego latająca odmiana przeznaczona dla pegazów. Całe składało się z bialutkich jak śnieg obłoczków. W centrum Ponyville mieścił się ratusz, biblioteka i cukiernia. Na północnym skraju miasta mieścił się dom Discorda, ducha chaosu, który ostatnio sprzymierzył się z Celestią. Bardziej na wschodzie był zakład krawiecki. Tam właśnie Luna zamierzała iść na początek. - Odwiedzisz siostrę, mała. – powiedziała Luna. – Co ty na to? Maleństwo zadrżało. - Naprawdę chce pani tam iść? – zapytała Swiette. - A co? Nie chcesz odwiedzić swojej siostry? - Nie to, że nie chce. – powiedziało maleństwo. – Po prostu nie teraz. Księżniczka spojrzała dziwnie na swoją uczennice. - A ty Rainbow? – zapytała Luna. – Jak myślisz…, gdzie powinnam najpierw iść? - To zależy. – stwierdziła zapytana. - Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć powinnaś pójść do ratusza. Chociaż nie wiem czy czegokolwiek się dowiesz. - Czemu? – zdziwiła się Luna. – Czy coś jest nie tak z panią burmistrz? Rainbow nie była pewna co odpowiedzieć. - Cóż… - zaczęła. – Za jakieś dziesięć godzin zacznie się święto koszmarów. Jak pani pewnie wie, wszyscy przebierają się za jakieś dziwne i przerażające stworzenia a dzieci chodzą od domu do domu i błagają o cukierki. - Które potem składają mi w ofierze… - Luna miała wyrobione zdanie na temat tego święta. – ciekawa tylko jestem, kto je potem zbiera… no, ale kontynuując, czy to, że będzie święto oznacza, że nie będą mieli dla mnie w ratuszu czasu? - Hmm… - zamyśliła się Dash. – Wieść o porwaniu Celestii nie była ujawniona… oznacza to tyle że wszyscy zachowują się normalnie. Pani burmistrz też. - Czy to źle? - Pani burmistrz na czas świąt robi się… ekscentryczna. Luna nie była pewna, co to znaczy, ale przeczuwała, że nic pozytywnego. Zdecydowała jednak, że najpierw pójdzie do ratusza i sama załatwi wszystkie sprawy. Obiecała, że do Rarity zajrzy na sam koniec. Reszcie powiedziała, że maja wolne do jutra rana. Czyli do zakończenia święta.
***
- Och! Witaj księżniczko! – zawołała pani burmistrz. – Jak miło panią widzieć! Luna przyjrzała się uważniej Pani burmistrz była przebrana w clowna. Miała szerokie spodnie i fioletowy garnitur. Za duże gumowe buty dopełniały całości. Jednak to, co tak przeraziło Lunę to fryzura jej rozmówczyni. Kolorowa, napuszona, tak nieadekwatna do stanowiska jej właścicielki, że aż dech zapierało. - Eeee… - Luna nic więcej nie mogła powiedzieć. - Podoba się księżniczce mój strój? – zapytała burmistrz. - Cóż…. Jest bardzo… ładny. Całe Ponyville było obwieszone girlandami, balonikami i wstążkami. Wszystko w nocnym klimacie. - Chce pani znów uczestniczyć w naszym święcie? – zapytała burmistrz. Luna borykała się na początku swego pobytu w Equestri z samotnością. Postanowiła więc uczestniczyć w święcie koszmarów. Potem żałowała. - Nie , nie tym razem. – powiedziała Luna. – chciałam się tylko dowiedzieć, gdzie aktualnie przebywa Discord. Na dźwięk tego imienia pani burmistrz zjeżyły się włosy na głowie. Co było dość niezwykłe zważając na perukę. - Teraz chyba przesiaduje u Fluttershy. Zna ją pani? Luna kiwnęła głową. - Tak znam. – powiedziała. – U niej też muszę coś załatwić. Bardzo mi przykro, ale chyba musimy już iść. Luna spojrzała na uczennicę. - Co się mówi? – zapytała. Maleństwo spojrzało krzywo na nauczycielkę. - Dziękuje i do widzenia? – zaproponowała. Pani burmistrz uśmiechnęła się dziwnie w stronę Swiette. - Musisz się dużo uczyć u pani Luny czyż nie tak? – zapytała. – Nie tęsknisz za nami czasem? Maleństwo zmrużyło niepewnie oczy i lekko zaczęło dotykać medalion zawieszony na szyi. - Tak. – odpowiedziała cicho. - To my już pójdziemy. – wtrąciła się Luna. Pani burmistrz przestała wpatrywać się w małego jednorożca. - Tak, Tak. – odpowiedziała. – odprowadzę was. Gdy obie wyszły już z ratusza, burmistrz wróciła do swojego biura. Kiedy zbliżyła się do biurka zauważyła leżące na, nim notatki. Na jednej z nich było coś nabazgrane. Burmistrzyni przypomniała sobie, że sama to narysowała. Przypomniała sobie też, że miała powiedzieć księżniczce coś ważnego. Rysunek przedstawiał amulet. Taki sam jaki miała na szyi Swiette. Pani burmistrz wybiegła z ratusza. - Księżniczko! – zawołała. – Niech pani poczeka! Był tu pani przyjaciel! Mówił że… Ale Luna była już daleko i nic nie słyszała. Amulet na rysunku był czerwony.
***
- Czemu dotknęłaś wtedy medalionu? – zapytała Luna. ?) Swiette została wyrwana z zamyślenia. - Co? Niby kiedy go dotknęłam? Księżniczka wpatrywała w swoją uczennice. - A na przykład teraz. – odpowiedziała. Maleństwo spojrzało w dół. Rzeczywiście wciąż pocierała amulet kopytkiem. Natychmiast go jednak odsunęła i spojrzała pytająco na Lunę. - Nawet nie wiedziałam… - stwierdziła. – To chyba mnie uspokaja. - Nieważne. – powiedziała Luna. – Zajmiemy się tym, gdy będzie czas. Swiette nie była pewna czy chciała wiedzieć co znaczy „zajmiemy”. - Dokąd teraz idziemy? – zapytała. - Mamy do odwiedzenia jeszcze trzy miejsca. – powiedziała Luna. – Dom Fluttershy - muszę porozmawiać z Discordem; Bibliotekę - smoczek Twilight byłby pomocny w kontaktach ze smokami oraz twoją siostrę. Co wybierasz? Maleństwo zamyśliło się. - Do Rarity nie chcę na razie iść, Twilight będzie awanturować się o Spika. Zostaje tylko Fluttershy. - Doskonale. – powiedziała. – Właśnie doszłyśmy. Swiette rozejrzała się. Naprawdę stały przed drzwiami Fluttershy. Zewsząd rozlegały się krzyki zwierząt wystraszonych ich nagłym pojawieniem się. Luna zapukała do drzwi. - K…, kto tam? – wewnątrz dobiegł cichy dźwięk. - Księżniczka Luna! – powiedziała księżniczka. – Miałam przyjść! Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Ze środka wyleciało jakieś zwierze. Wleciało na Lunę i ją przytuliło. - Hej! Asheris! – krzyknęła Luna. – Ile razy mam mówić żebyś tak nie robiła? Mały czarny feniks spojrzał pytająco na Lunę.
***
Dokładnie miesiąc po powrocie Luny do Equestri do zamku przyjechał handlarz zwierzętami. W geście dobrej woli zaoferował Celestii feniksa. Po tym jak się zgodziła, zapytała się handlarza czy nie ma być może jeszcze jednego. - Hmm… - pomyślał handlarz. – chyba znalazł by się jeszcze jeden. Ale jest z nią pewien problem. - Jaki problem? – zapytała Celestia. - Ten Feniks ma inny kolor. Nie wiem dlaczego, ale ten okaz jest czarny. Z równie nieznanych mi powodów jest też bardzo chorowita. Zwykłe przeziębienie może skończyć się dość tragicznie. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem jej słabego zdrowia jest to, że nie traci ona piór. Księżniczka zamyśliła się. - Jednak go wezmę. – stwierdziła. – Ile się należy? Kiedy po raz pierwszy Luna zobaczyła swoje nowe zwierzątko nie mogła nic z siebie wydusić. Podziękowała tylko i dokładniej przyjrzała się swojej nowej podopiecznej. Zwierzak wyglądał dość tragicznie. Trzęsąca się istotka, która nie wiedziała nawet co się dzieje. Luna poważnie wzięła się za leczenie zwierzątka. Ogłosiła, że sama o niego zadba i parę dni nie wychodziła z pokoju. Nikt nie wiedział jak, ale udało się jej doprowadzić ptaka do odpowiedniego stanu. Teraz prawie nigdy się bez niego nie ruszała. Feniks zawsze siadał jej na skrzydle i obserwowała wszystko dookoła. Co jakiś czas tylko Luna musiała wysyłać ją na badania profilaktyczne.
***
Kiedy Luna skończyła opowiadać, jej towarzysze i Fluttershy siedzieli w salonie. Oprócz Discorda, który postanowił poszerzyć swoje zdolności kucharskie i okupował kuchnie. - To dobrze, że masz jakiegoś zwierzaka. – powiedziała siedząca obok Luny Swiette. Asheris latała zadowolona po pokoju, co jakiś czas siadając w różnych miejscach. Po chwili z kuchni zaczęły przylatywać talerze i sztućce. Kiedy wszystkie ustawiły się przed siedzącymi, z kuchni wyleciał nagle wielki czerwony dywan, który okrążył stół. Po tym dywanie nadjechał na wrotkach Discord, w ubraniu kelnera i z tacą w ręku. - Zapraszam do stołu, moje drogie kucyki! – zawołał. Jeżdżąc na wrotkach okrążył stół, kładąc na nim pojawiające się znikąd szklanki. Za drugim okrążeniem nalał do nich kakao. Kiedy skończył, wskoczył na stół, a w jego rękach pojawiła się wielka miska. - Oto przed państwem Barszcz a’la Barszczyk! – zakrzyknął. – Według przepisu mojej skromnej osoby! Powiedziawszy to położył miskę na stole. Pstryknięciem palców stworzył talerze do zupy i ustawił je w rządku. Kolejnym pstryknięciem stworzył w wielkiej misce mały stateczek a sam zmniejszył się do rozmiarów solniczki Luna dokładniej przyjrzała się statkowi. Miał piracką banderę, kapitana i majtków. Na rufie stała malutka Luna z Asheris na ramieniu i trzymając mały mieczyk wykrzykiwała rozkazy cichutkim, piskliwym głosikiem. Na bocianim gnieździe stało malutkie Maleństwo i patrzyło przez lunetę. Co ciekawa trzymała ją odwrotnie niż powinna. Za sterem stała Fluttershy i ledwo go utrzymywała. Majtkami byli Moon Dancer, Night Singer i Rainbow Dash. Każdy miał przepaski na oczach i po dwa miecze w skrzydłach. Dash zamiast mieczy trzymała naładowane kusze. - Żołnierze! – wykrzyczał Discord w kierunku armii talerzy, które zdążyły się przebrać po wojskowemu. Każdy talerz trzymał widelec jako dzidę i małe krótkie nożyki do walki bezpośredniej. – Dziś stajemy w obliczu strasznego wroga! Podli piraci zaatakowali nasze piękne miasto! Musimy je ocalić! Jak na zawołanie, na brzegu dużej miski z barszczem pojawiła się miniatura Canterlotu. Była tak dokładna, że zebranym zabrakło tchu w piersiach Na wieży zamkowej stała nawet malutka Celestia i wymachiwała białą chusteczką w stronę armii. - Za księżniczkę! Za Equestrie! DO ATAKU! Bitwa była krótka, lecz efektowna. Piraci mocno przetrzebili wojska Discorda za pomocą kanonady z dział. Ci, którzy przeżyli, znaczy nie zostali stłuczeni, wspięli się na miskę z barszczem. Kiedy wszyscy zaczęli płynąć do statku wpław, Rainbow Dash zaczęła szyć do nich z kusz, a Luna strzelała z łuku. Wśród wojsk Discorda dało się zobaczyć parę kucyków. Pani burmistrz padła podczas kanonady a Big Macintosh wspinał się na statek. Discord już walczył z Luną na rufie. W momencie, kiedy talerze dostały się na statek, Fluttershy za sterem zdezerterowała. Umknęła szybko ze statku poprzez skok do barszczu. - Kucyk za burtą! – zawołała maleńka Swiette Bell. - Arr! – zawołała kapitan Luna. - Pani kapitan! – Moon Dancer walczył w ramie w ramie ze swoim bratem. – Nie dajemy rady! - Arr! – zawołała kapitan Luna. - Kapitanie dopadli mnie! – Rainbow Dash została okrążona przez Big Macintosha i cztery talerze. - ARR! – zawołała trzeci raz kapitan Luna. - Słownik ci się skończył piracie? – zapytał Discord, który wciąż nacierał na wroga. – Nie martw się! To już się kończy. - Arr? – zapytała cicho kapitan Luna. Discord pstryknął palcami. Luna oraz pozostali członkowie załogi unieśli się nagle w powietrze. Wszyscy wylecieli ze statku i powpadali do barszczu. - Uciekajcie przyjaciele! – zakrzyknął Discord dowódca, kiedy Big Macintosh zaczął ścinać maszt siekierką, która pojawiła się niewiadomo skąd. Wszystkie talerze, w tym także Big zaczęły się zmieniać w małe Discordy w strojach baletnic. Każda stanęła na burcie statku i po kolei zeskakiwały. Towarzyszyła temu sielska, operowa muzyczka. Discord dowódca pstryknął palcami i teleportował się do zamku. Stanął koło Celestii i zaczął machać w stronę taplających się baletnic i załogi statku. Sam statek, a dokładniej to, co z niego zostało, ułożył się w ładny, choć trochę nieczytelny napis: „Koniec.” Po chwili Discord na zamku uśmiechnął się i pstryknął palcami. Zamek, statek, marynarze oraz żołnierze powrócili do takich samych miejsc i pozycji jak przed rozpoczęciem bitwy. Sam Discord, już w normalnych rozmiarach, stał na środku stołu w stroju kelnera i uśmiechał się od ucha do ucha. - A teraz smacznego! – powiedział. – I uważajcie na zupę. Może być trochę ostra.
***
- Przynajmniej zupa była dobra. Luna spojrzała krzywo na swoją uczennice. - No co? – zapytało maleństwo. – Przecież mówię prawdę Piorun uderzył niedaleko nich. Nad Ponyville szalała burza. Luna potrafiła kontrolować pogodę. W przypadku, kiedy emocję brały u niej górę nad rozsądkiem, księżniczka przestawała nad tym panować. Kiedy była smutna: padał deszcz. Kiedy wystraszona: pojawiała się mgła. Kiedy była wnerwiona jak teraz: szalała burza. Kolejny piorun minął Swiette o włos. Na kolacji Luna poprosiła Discorda o pomoc w odnalezieniu Celestii. Odmówił. - Dlaczego nie chciał jechać z nami? – zapytało maleństwo. – Przecież i tak nie ma co robić w Ponyville. Luna ciężko westchnęła. - Gdybym ja to wiedziała… Kiedy burza się trochę uspokoiła, Swiette postanowiła zaryzykować. - To co teraz robimy? – zapytała. – Miałyśmy chyba iść do Twilight. Luna patrzyła chwilę na rozrzedzające się chmury. - Tak… Chciałam zabrać Spika, lecz chyba czeka nas jeszcze dodatkowy pasażer. - Twilight też jedzie? – domyśliła się Swiette. – Czemu? Luna przez chwile się nie odzywała. - Kiedy Celestia powiedziała mi, że będę mieć uczennice, od razu wiedziałam, że to będzie ten mol książkowy. Kiedy siostra potwierdziła moje przypuszczenia zaczęłam myśleć jak to ma wyglądać. Ty nie byłaś planowana, że się tak wyrażę. Swiette przyjęła to do wiadomości. - Dlaczego akurat ona? – maleństwo nie przejęło się, że zostało uczennicą tylko po, to by Luna nie musiała się sama użerać z Twi. – Wiem, że jest od niedawna Alikornem, ale żeby od razu coś takiego? - Celestia twierdzi, że ona ma talent. Co tam, że ja żadnego nie widzę. Swiette patrzyła dziwnie na swoją nauczycielkę. - A, której z nas… - zaczęła niepewnie. – Będziesz… poświęcać więcej uwagi? Luna się zamyśliła. - Hmm… zważając na to, że ciebie lubię, to chyba tobie. Chociaż ciekawie będzie uczyć innego Alikorna. - Dlaczego w ogóle ona potrzebuje nauki? – dopytywało się maleństwo. – Myślałam, że zna się już na magii. - Magia jednorożców i Alikornów trochę się różni. – odpowiedziała zapytana. – Limity, które pojawiają się w postaci jednorożca, w postaci Alikorna często w ogóle nie mają miejsca. Na dodatek jesteśmy długowieczni. Twilight musi być przygotowana na to, że będzie żyć dłużej niż wszyscy jej przyjaciele. To nie jest takie fajne, żyć wiecznie. Uwierz mi, nie masz jej czego zazdrościć. - Nie jestem zazdrosna! – oburzyła się Swiette Bell. Luna uśmiechnęła się tylko i nic nie powiedziała.
***
- Jak mogłeś tak postąpić Discord! – Fluttershy była sfrustrowana. – Nie wolno odmawiać księżniczce! Discord siedział cicho w kącie. - Idę na zakupy. – powiedziała na odchodne. – Postaraj się nikogo więcej nie zasmucić. Kiedy pegaz wyszedł, Discord głośno westchnął. - Wyłaź Sombra. – powiedział. – Pewnie nawet ta mała cię wyczuła. Nie masz za grosz talentu. W jednym z kątów pokoju pojawił się szary dym. Zaczął formować się w postać jednorożca. - Nie jesteś Discordem – stwierdził Sombra. – On by mnie nie dojrzał. Discord uśmiechnął się. - Godna podziwu spostrzegawczość. – stwierdził wrednie. – Jak na to wpadłeś? Sombra cicho warknął. - Obrażanie mnie cię nie uratuje. – powiedział. – I tak zginiesz od mojej magii. Kiedy to powiedział, z jego rogu poleciał w stronę Discorda promień magicznej energii. Oponent machnął tylko od niechcenia ręką. Ruchem tym odbił energię z powrotem do Sombry, który musiał się przed nią uchylić. - Nazywasz TO magią? – zapytał Discord. – Właśnie obraziłeś wszystkie jednorożce jakie kiedykolwiek chodziły po tym świecie. Discord wykonał nieznaczny ruch ręką i Sombra został uniesiony w powietrze i uderzył silnie w przeciwległą ścianę. - Co? – król nie mógł złapać oddechu - Może łatwiej będzie ci zrozumieć, z kim masz do czynienia, kiedy przyjmę swoją normalną postać. – stwierdził jego oponent. Powiedziawszy to Discord pstryknął palcami. Nagły błysk oślepił Sombre. Kiedy zdołał otworzyć oczy, stał przed nim ktoś zupełnie inny niż Discord. Z pewnością kucyk. Król nie mógł nic więcej stwierdzić, gdyż przeciwnik miał założony czarny płaszcz z kapturem. Ponadto kuc leżał na podłodze więc nie można było określić jego wielkości. Sombra zrozumiał jednak, że to nie jest byle kto. - Kim jesteś? – zapytał. - Moje imię poznasz później. – stwierdził kuc. – Teraz ja zadaje pytania. - Dobrze więc. – Sombra się uspokoił. – Pytaj. Nieznajomy przechylił lekko głowę. - Nie potrzebuje twojej łaski. – stwierdził. – Jeśli nie dowiem się tego czego chcę po dobroci, użyje bardziej radykalnych metod. Król przełknął ślinę. Sam tak naprawdę nie wiedział dlaczego. - Pierwsze pytanie: dlaczego tak bardzo interesuje was Luna? Do czego jest wam ona potrzebna? Sombra milczał. Nie miał zamiaru podporządkowywać się jakiemuś szczeniakowi. Kuc uśmiechnął się. - Sam tego chciałeś. Choć może tak będzie łatwiej. Przynajmniej dla mnie. Oponent Sombry wykonał nieznaczny ruch ciałem. Król poczuł nagle tak silny ból głowy, że aż zaczął zwijać się z bólu. Przed oczami widział obrazy. Obrazy tego co już się wydarzyło. Wtedy Sombra zrozumiał. Ten gówniarz grzebał mu w pamięci. Nagle ból odszedł jakby ręką odjął. Król głośno stęknął. - Rozumiem. – powiedział kuc. – Nie sądziłem, że powrócą tak szybko. Miałem nadzieje, że mam więcej czasu. Cóż… domyślam się przynajmniej dlaczego Celestia wam nie wystarczyła. Sombra dyszał z przerażenia. Kimkolwiek był ten kuc, był o wiele potężniejszy od Sombry. Król był zdany na jego łaskę. - Drugie pytanie: jaki jest dokładny dzień rytuału? - Nie wiem! – wydyszał Sombra. – Nie uzgadniali tego z nami! - Oczywiście, że nie. – stwierdził nieznajomy. – Są zbyt wyniośli. - Co zrobiłeś z moją królową? – teraz Sombra postanowił się czegoś dowiedzieć. Kuc uśmiechnął się. - Będzie żyć. – powiedział jakby od niechcenia. – Choć cierpiała nie mniej niż ty. Nieznajomy podszedł bliżej do kulącego się w kącie Sombry. - Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. – powiedział. – Jeżeli ty, Zmiennokształtna lub ktokolwiek inny z tej waszej zgrai psychopatów, choćby tylko dotknie Luny, zatłukę. Już nigdy nie będzie musiała przez was cierpieć. Ona jest tylko moja. Ochronię ją. A teraz ostatnie pytanie: czy wiesz już jak się nazywam? Kuc ściągnął płaszcz. Sombra przyglądał się osobie, która przed nim stała. On był wielki. Ponad dwa razy większy niż Luna i połowę większy niż Celestia. Posiadał czarno czerwone umaszczenie. Takowy długi, ostro zakończony róg i skrzydła. Sombra nigdy nie widział wcześniej tak dużych skrzydeł. Ich rozpiętość była dwa razy dłuższa niż ich właściciel. Miał również długa, czarno czerwoną grzywę i ogon oraz znaczek przedstawiający czerwony kryształ w kształcie wieloramiennej gwiazdy. Najgorsze były jednak jego oczy. Zimne, patrzące z pogardą, krwisto czerwone tęczówki, w których odbijała się przerażona twarz Sombry. Te oczy były złe. Jakby zwiastowały przyszłą zgubę temu, kto w nie za długo się wpatruje. Sombra znał tego kuca. Czytał o, nim w starych księgach. Ten, który rzucił wyzwanie samym stwórcom. Najpotężniejszy, a zarazem najdłużej żyjący Alicorn ze wszystkich. - Blood Pearl… - jęknął Sombra. – Jeden z Przedwiecznych. Alikorn spojrzał na Sombre jak na coś małego, bezbronnego i nieciekawego. Sombra poczuł, że prawdopodobnie był dla niego tylko robakiem, którego można zmiażdżyć. - Idź do nich. – powiedział cicho Alicorn. – Przekaż im, że wróciłem. I, że tym razem ich zabiję.
***
- Splitfire? – zapytał Night Singer. – Co ty tu robisz? Split siedziała w karczmie Ponyville i piła cydr. Singer nie spodziewał się jej tu znaleźć. Kto, by się spodziewał jednego z dowódców Wonderbolt w takim miejscu. Spitfire spojrzała na niego smutno swoimi pomarańczowymi oczkami. - Nie wolno się tak odzywać do swojej dowódczyni kadecie. – odpowiedziała cicho. Night zawsze zastanawiał się czy można się upić cydrem jabłkowym. Właśnie otrzymał odpowiedź. Uśmiechnął się lekko. - Nie może pani tak do mnie mówić od ponad pięciu lat. – stwierdził z przekąsem. – Mogę się dosiąść? - Tylko, jeśli mi postawisz drinka. – odpowiedziała. – Dostajesz chyba jakieś wynagrodzenie od księżniczki? Co? Night nie odpowiedział. Tak naprawdę dostawał na miesiąc tyle, ile Spitfire zarabiała w rok. Wysokie płace były głównym powodem, dla którego pegazy aspirowały do stanowiska ochroniarzy Luny. Przysiadł się i zamówił dwa kufry cydru. - Więc co tu robisz? – zapytał się jeszcze raz. – Chyba nie przeszłaś jeszcze na emeryturę co? Jeszcze trochę ci raczej do tego brakuję. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. - Wciąż masz cięty humor. Nic się nie zmieniłeś. – powiedziała. – A co do twojego pytania to pokłóciłam się z Soarinem. Wychodzi na to, że po raz pierwszy od dawna jestem wolna. – dodała zalotnie. Night przyjrzał się swojej ex szefowej. Pod tą twardą powłoką trenera znajdują się ogromne połacie czułości. Czułości, którą okazywała tylko przy Soarinie. A szkoda, bo Spitfire jest naprawdę ładna. - O co to się pokłóciliście? – zapytał. – Myślałem, że jesteście rodzajem pary idealnej. Kelnerka przyniosła kufle, zanim dowódczyni zdążyła odpowiedzieć. Night podziękował i zapłacił. - Wiesz, że Soarin opuścił Wonderbolt, nie? – zapytała Split sięgając po kufel. - Obiło mi się o uszy. – odpowiedział. – Nie wiem tylko dlaczego. Spitfire skończyła pić i odpowiedziała. - Ponad rok temu Soarin zapytał się mnie co sądzę o akademii. Nie miałam trudności z odpowiedzią. Powiedziałam mu, że akademia jest po to, by utalentowane pegazy mogły dołączać do Wonderbolt. Grupy najlepszych lotników w całej Equestri. Powiedziałam mu definicje podręcznikową. - Czy to źle? – zapytał Night. Split smutno się uśmiechnęła. - Najwyraźniej tak. – odpowiedziała. – Stwierdził ze nie musze do niego mówić tak jak do rekrutów. Chciał usłyszeć moje zdanie. - I co powiedziałaś? – Singera zaczęła ciekawić jej opowieść. - To co wcześniej. Oboje przez jakiś czas pili nie odzywając się do siebie. Night Singer pierwszy przerwał ciszę. - Co się działo potem? - Jakiś czas potem zrozumiałam dlaczego Soarin pytał się mnie o to tamtego dnia. – odpowiedziała. – Jak co roku Luna przyjeżdżała do akademii. Lecz tym razem coś się zmieniło. Lata wcześniej, jeśli nie wybrała jakiegoś kadeta, ten nic sobie z tego nie robił. Jednak tego dnia, kiedy nikt się Lunie nie spodobał, kilku kadetów odeszło z akademii. Jeden szczerze wyznał, że dołączył tylko po, to by mieć szansę u Luny. Opowiedziałam o tym Soarinowi. Nie zdziwił się. Night przeczuwał już jakie będzie zakończenie tej opowieści. - Miesiąc temu Soarin odszedł. Powiedział, że nie ma zamiaru dłużej w czymś takim uczestniczyć. Stwierdził jeszcze, że Akademia stała się rewią. Luna wybiera sobie strażników jakby byli na sprzedasz. Wtedy dopiero zrozumiałam, że miał częściowo rację - Dlatego oddałaś dowodzenie akademią w ręce Lightning Dust? – zapytał. - Tak. – powiedziała. – Zrozumiałam, że nie ma tam już dla mnie miejsca. Dlatego odeszłam na wcześniejszą emeryturę. O wiele za wczesną, pomyślał Night. - Jedź z nami. – powiedział bez zastanowienia. Split nic nie mówiła. - Będziesz mogła lecieć koło nas. – ciągnął. – Poza tym, przyznaj szczerze, nie masz tu nic do roboty. Całymi dniami siedzisz i pijesz cydr. Musisz z tym skończyć, bo ogłupiejesz. Dogadam się z Luną. Spitfire zbliżyła się do Nighta i pocałowała go. - Dziękuje. – powiedziała do czerwieniącego się pegaza.
***
- Celestia CO? – zakrzyknęła przerażona Twilight. – Dlaczego mi nikt wcześniej nie powiedział! To przecież katastrofa! Co Equestria zrobi bez swojej księżniczki! Kto będzie wznosił słońce! Co teraz!? Twi biegała jak szalona po bibliotece. Raz po raz podlatywała do jakiś wyżej położonych książek lub teleportowała się z parteru na piętro i z powrotem. - Może nie powinniśmy jej brać? – Swiette zwróciła się cicho do Luny. – Ona chyba nie czuje się na siłach aby nam towarzyszyć. Okazało się, że Twi ma o wiele lepszy słuch niż mogło by się wydawać. - Oczywiście, że jadę z wami! – krzyknęła. – Nie ma w ogóle innej opcji. - Możemy się wszystkie nie zmieścić. – maleństwo było przeciwne aby Sparkle jechała razem z nimi. Luna nie odzywała się. Wodziła tylko wzrokiem za młodą dziewczyną. Twilight została Alikornem w wyniku ciekawego zbiegu okoliczności, w którym żaden normalny kucyk nigdy, by się nie połapał. Wiadomo, tylko że wszystko wymyśliła Celestia aby sprawdzić czy Twi poradzi sobie w sytuacji kryzysowej. Jak zwykle Luna nie miała nic do powiedzenia. Tak naprawdę to mało ją to interesowało. Po prostu kolejny Alikorn w rodzinie. Jakby Cadence nie wystarczyła. Luna ciężko westchnęła. Czasami chciała aby dawne czasy wróciły. Kiedy bycie Alikornem nie oznaczało od razu bycie władcą. Kiedy było ich więcej niż czwórka. Wtedy po prostu miało się wśród innych zwykły posłuch. - To gdzie ostatnio widziano Celestie? Luna rozejrzała się za źródłem pytania. Spojrzała w dół i zobaczyła maleńkiego smoczka. Jego wielkie zielone oczęta dziwnie na nią patrzyły. Luna była szczęśliwa, że w końcu spotkała kogoś normalnego. - Celestia była widziana w smoczych górach. – powiedziała. – Przyszłam tu między innymi po, to by cię poprosić o pomoc w kontakcie z nimi. Jesteś jedynym znanym mi smokiem w okolicy. Oczywiście możesz odmówić, jeśli chcesz. Spike spojrzał na pakującą się pośpiesznie Twi. Pakowała głównie książki. - Ktoś musi ją pilnować. – powiedział zmęczonym głosem. - Mógłbyś ją tu zawołać? – zapytała Luna. - Spoko. – odpowiedział. – Twilight! Chcą coś od ciebie jeszcze! - Już biegnę! – Twi krzyknęła. Po chwili przed Luną stała objuczona bagażami iskierka. - Po co to wszystko? – zapytała Swiette. Twi dopiero teraz zauważyła maleństwo. - O! Hej Swiette Bell. Co ty tu robisz? – zapytała. – Idź się bawić, gdzie indziej i nie przeszkadzaj księżniczce. Swiette wyglądała jakby miała ochotę komuś przyłożyć. Opanowała się jednak i powiedziała. - Może o tym nie wiesz, ale zostałam uczennicą Luny. Tak samo jak ty. Twi chciała coś powiedzieć, ale nie mogła nic z siebie wydusić. Luna ciężko westchnęła. - Twilight Sparkle. – zaczęła uroczyście. – Od dzisiaj to ja zajmuję się twoją nauką. Mam cię uczyć magii Alikornów. Przy okazji przyjęłam też Swiette na staż. - Ale… - zaczęła Sparkle. – Myślałam, że to Celestia ma mnie uczyć. - Siostra stwierdziła, że ona cię już nic więcej nie może nauczyć. Dodała też, że jej zadaniem było tylko i wyłącznie naprowadzenie cię na bycie Alikornem i nic więcej. - No… dobrze. – otrząsnęła się Twi. – To kiedy jedziemy? - Jutro rano lub dziś, późną nocą. - Nie wiem czy Moon i Night dadzą radę nas powozić całą noc. – wtrąciła się Swiette. - Nie ma się co na razie tym przejmować, bo przez najbliższe pięć godzin i tak się stąd nie ruszymy. – stwierdziła Luna Twilight zrobiła zdziwioną minę. - Czemu? – zapytała. – Myślałam, że musimy się śpieszyć ratować pani siostrę. - Celestia może poczekać. – stwierdziła Luna. – Na razie zapraszam na zewnątrz panno Twilight. - Co? - Muszę sprawdzić co potrafisz. – odpowiedziała Luna. –Przecież muszę od czegoś zacząć moje nauki, czyż nie?
***
- No dobrze. Dawaj co tam masz. – powiedziała Luna. Wszyscy stali przed biblioteką. Luna i Twilight stały naprzeciw siebie. Luna stwierdziła, że konwencjonalne metody nauczania na nic się nie zdadzą w przypadku Twi. Postanowiła, więc, że będą się pojedynkować. - Przecież mogę panią skrzywdzić! – krzyknęła zrozpaczona Twi. Luna westchnęła zrezygnowana. - Dopóki nie wymyślę czegoś efektywniejszego, to jest jedyny sposób aby cię czegokolwiek nauczyć moja droga. – powiedziała. - Nie mogę pani zaatakować! Nie możemy… nie wiem… zrobić tego jakoś łagodniej? Najpierw jakaś teoria, książki albo co! - Sprzeciw odnotowano. – stwierdziła Luna. Wokół Alikornów zebrało się już sporo gawiedzi. Spike próbował im wytłumaczyć, że to nie jest pojedynek, lecz zwykły trening. Kucyki jednak nie słuchały. Walki między jednorożcami zdarzały się niezmiernie rzadko, a co dopiero między Alikornami. Kuce z żyłką do interesów zaczęły zaraz sprzedawać baloniki i tekturowe czapeczki. - Gotowi? – Spike robił za sędziego. Ktoś mu przywiązał balonik do ogona. – Start! Spike zdołał uskoczyć na bok tuż przed tym, jak z rogu Twilight wyleciał strumień energii, który został pochłonięty przez tarczę Luny. - Postaraj się bardziej! – zawołała księżniczka. Twi zebrała się w sobie, lecz kolejny jej atak został zneutralizowany. Na widowni dało się słyszeć gwizdy. - Żałosne. – powiedziała do siebie Luna. – Ona faktycznie posiada wielką moc, ale boi się z niej skorzystać. Gdyby się bardziej postarała to naprawdę miałabym powód, by utrzymywać te tarczę. - Spróbuj jeszcze raz! – krzyknęła. – Ale, zanim zaatakujesz, pomyśl o czymś nieprzyjemnym. O czymś co by cię naprawdę zdenerwowało. Wywołaj w sobie gniew nad którym nie będziesz mogła zapanować. Tylko wtedy możesz zacząć myśleć o walce ze mną. - Ale… o czym mam pomyśleć? – zapytała. Luna zastanawiała się przez chwilę. - Pomyśl… - zaczęła. – Pomyśl, że to ja porwałam Celestie. Że planowałam to od samego początku jak tylko wydostałam się z księżyca. Że nigdy tak naprawdę nie wybaczyłam siostrze i wszystkim kucykom. Myśl o tym tak intensywnie, że aż zaczniesz w to wierzyć. Myśl o tym wszystkim w tym samym momencie. Naraz! Twilight zamknęła oczy. Po chwili zaczęły kłębić się wokół niej wyładowania elektryczne. To działa! Pomyślała Luna. Myśli Swiette są zbyt zabiegane aby mogła się skupić na magii, a za to Twi za bardzo skupia się na jednej rzeczy. Każąc jej sobie wyobrazić tak dużo zmusiłam ją do wymyślania paru rzeczy naraz. Róg Twi zaczął się skrzyć. Luna stwierdziła, że lepiej będzie wzmocnić tarczę. Wtedy Twilight zaatakowała. Potężna fala energii wyleciała z jej rogu i pomknęła w stronę Luny. Siła jaką wydzielał promień zachwiała tarczą i porobiła w paru miejscach pęknięcia. Fala uderzeniowa przewróciła wszystkie kucyki w obrębie dwudziestu metrów. Po wszystkim Twi, ledwo stała na nogach. Dyszała ciężko. Nigdy nie przeczuwała, że może mieć taką moc. Luna musiał ją podnieść. - Nieźle. – powiedziała. – Jak na początek. Luna zamknęła na chwilę oczy i przywołała naszyjnik. Taki sam jaki miała Swiette. Księżniczka założyła go na szyje Twi. - Amulet Alikornów? – zapytała dziewczyna. – Po co? - Wpisałam w niego zaklęcie rozluźnienia. Będziesz dzięki niemu mogła myśleć bardziej wielotorowo. Twilight patrzyła jeszcze chwilę na amulet, który zaczął zmieniać barwę z szarej na fioletową, po czym zemdlała. Daleko od widowni, na skraju miasta, pewien Alikorn przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem. Patrzył głównie na Lunę. - Smok, cztery pegazy, mały jednorożec, feniks i młody Alikorn. – powiedział jakby do siebie. – W ciekawym towarzystwie się obracasz droga Luno. Nie zamartwiaj się jednak moja miła. Do waszej dziewiątki dołączy niedługo jeszcze jedna osoba. A wtedy już cię nigdy nie opuszczę. Powiedział do siebie po czym rozpłynął się w powietrzu.
***
- To, gdzie teraz? – zapytało maleństwo. – Tylko nie mów, że do Rarity, błagam. Księżniczka spojrzała z zaciekawieniem na Swiette. - Dlaczego w ogóle nie chcesz tam iść? - zapytała. Swiette ociągała się z odpowiedzią. Asheris siedziała na grzbiecie Luny i patrzyła na maleństwo z góry. - Znaczy… Ja… - widać było, że Belle strasznie nie chce odpowiadać. - Nie chcesz, nie mów. – stwierdziła Luna. – Nie będziesz przecież musiała tam wchodzić. Swiette spojrzała na swoją nauczycielkę z wdzięcznością. Dzień nad Ponyville się kończył. Niektóre kucyki zaczynały już chodzić w strojach potworów a jakaś DJ zaczęła puszczać muzykę. - Jeśli chcesz to nie musisz chyba nam na razie towarzyszyć. – powiedziała Luna do Swiette. – Możesz iść się bawić. Swiette z ulgą zaczęła biec w stronę grupy dzieciaków, lecz zatrzymała się w pół kroku. Między małymi kucykami stała Diamond Tiara. Córka najbogatszego kucyka w mieście a przy okazji największy wróg Znaczkowej Ligi, do której należała Swiette. Maleństwo szybko wróciło do Luny. - Co się stało? – zapytała Luna. - Może pójdziemy inną drogą? – zaproponowała Bell. – Akry Sweat Apple wyglądają prześlicznie o tej porze roku. Luna od razu zrozumiała, o co naprawdę chodzi Swiette, lecz postanowiła pograć w jej małą grę. - Zbiory się skończyły ponad miesiąc temu. – powiedziała. – Nie ma jabłek które można by było podziwiać. - Lecz o zachodzie słońca światło ślicznie przebija się przez korony drzew. – Swiette próbowała wszystkiego co mogło, by odciągnąć Lunę od rynku, na którym zebrały się dzieci. - Już jest noc. Swiette rozejrzała się zdziwiona wokół. Rzeczywiście słońce zaszło jakiś czas temu a ona tego nawet nie zauważyła. - Oh… rzeczywiście. Lecz na tle księżyca jabłonie wyglądają nawet piękniej niż w dzień. - Spróbuj znaleźć mi księżyc za tymi chmurami. – Lunę zaczynało to bawić. Maleństwo spojrzało z wyrzutem na niebo. Wyglądała jakby chciała nakrzyczeć na księżyc, że nie spełnia swoich księżycowych obowiązków, dając się zasłonić byle chmurce. - No to chce się zobaczyć z Apple Jack. – Swiette łapała się ostatniej deski ratunku. - Jack wyjechała. – tym razem to Twi się wtrąciła. Swiette spojrzała na nią z nienawiścią w oczach. Twilight tylko się uśmiechnęła. - Świetnie! Po prostu świetnie! Widzę, że nikt mnie nie traktuje tu poważnie. Swiette podeszła jeszcze raz do małych kucyków. Była do Luny odwrócona plecami, więc księżniczka nie mogła widzieć co się działo. Kucyki nie przywitały się ze Swiette. Diamond Tiara coś powiedziała i wszyscy zaczęli się śmiać wymuszonym śmiechem. Wszyscy oprócz Swiette, która z pewnością była obiektem żartu. Maleństwo próbowało coś powiedzieć, lecz została zagłuszona przez kolejny docinek Tiary. Widać było, że ta mała owinęła sobie wszystkie inne kucyki wokół palca. Wszyscy zaczęli się śmiać. Swiette zaczęła się trząść. Luna postanowiła trochę zareagować. Zamknęła oczy i odezwała się w myślach to Swiette. - Nie daj jej się. – powiedziała spokojnym głosem. – Odgryź się. Maleństwo jednak nie odpowiadało. Mogło to oznaczać, że albo jest obrażona na Lunę lub skupia się mocno na czymś innym. Tiara wskazała na amulet na szyi Swiette i znowu zaczęła się śmiać. Śmiała się tym razem tylko ona. Swiette przestała się trząść i spojrzała na Diamond. Luna, która była wyczulona na takie rzeczy, poczuła, że Swiette gromadzi energię magiczną. - O nie… - tylko tyle zdążyła powiedzieć. Róg Swiette zaczął mocniej świecić a Tiara wyleciała z głośnym okrzykiem w górę. Po pary sekundach lotu wylądowała na drzewie na skraju wioski. Jakieś pół kilometra od miejsca startu. Luną targały mieszane uczucia. Z jednej strony była zdziwiona, że Swiette postąpiła tak lekkomyślnie, z drugiej była dumna, że udało się jej tak mocno wyrzucić Tiarę w powietrze. Swiette popatrzyła się na kucyki, które zaczęły się od niej odsuwać. Były wystraszone. Swiette próbowała im coś powiedzieć, usprawiedliwić się, lecz kucyki zaczęły uciekać. Maleństwo patrzało jeszcze chwilę, po czym pobiegła szybko w stronę wyjścia z miasta. Luna zdążyła zobaczyć, tylko że Swiette płakała. - Zostań tu i uspokój dzieciaki. – powiedziała do Twilight. – Ja spróbuje ją dogonić. Luna jeszcze raz spojrzała na odległe drzewo. - I na litość boską, ściągnij z ją z tego drzewa. – jęknęła i pobiegła za maleństwem, które było już daleko poza granicami Ponyville.
***
Luna znalazła Swiette w lesie Everfree. Dokładniej w ruinach starego zamku księżniczek. Luna mogła spokojnie dogonić Swiette wcześniej, lecz chciała się dowiedzieć, gdzie pobiegnie. Maleństwo stało na środku Sali Elementów. Luna miała złe wspomnienia z tego miejsca. To właśnie z tego miejsca została wygnana przez Celestie na księżyc. Wolała odejść stąd jak najszybciej. - Hej… - powiedziała cicho w stronę Bell. – Co się stało? Maleństwo spojrzało na Lunę załzawionymi oczami. - Ja… przepraszam. Nie chciałam jej zaatakować. Była strasznie wredna. Nie wytrzymałam. - Nic się nie stało. Dobrze zrobiłaś. Swiette dziwnie spojrzała na Lunę. Jeszcze nikt nie pochwalił jej za zrobienie czegoś złego. - Mówisz serio? – zapytała podejrzliwie. - Oczywiście. – odpowiedziała Luna. – Wiem, że to co teraz powiem będzie strasznie niewychowawcze, ale, kiedy byłam w twoim wieku robiłam podobne rzeczy. Swiette nie była pewna czy dobrze usłyszała. - Rzucałaś rówieśniczkami po drzewach? – spytała. - No może nie rówieśniczkami, bo żadnych wtedy nie miałam. – stwierdziła zapytana. - Ale było z kim się pokłócić, zapewniam cię. Celestia zawsze była pod ręką. Maleństwo otarło łzy. - Możesz coś o tym opowiedzieć? Luna spojrzała smutno na ołtarz w centrum pomieszczenia. - Aby móc to opowiedzieć, muszę cofnąć się do czasu sprzed moich narodzin. Swiette rozłożyła się na podłodze i patrzyła wyczekująco na Lunę. Księżniczka również rozsiadła się obok niej i zaczęła opowiadać.
_________________ I'm... Monster---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- - BEST THING EVER!!! Z podziękowaniami dla Doktorka i Golden Wingsa
|