Powracamy z kolejnym rozdziałem dla Was ^^
Rozdział 3
„Gdzie Slendy mówi dobranoc”
Lightning’owie powoli zanurzali się w mrok lasu Everfree, latarka którą trzymała Music zdawała się być ostatnim światełkiem nadziei, niczym latarnia morska wskazująca statkom drogę do portu, tak i tutaj niewielka wiązka światła wskazywała im drogę między drzewami. **** krzyku kobiety, kierowali się w jego kierunku, lecz w pewnym momencie ten zupełnie zanikł i jedyne co dało się słyszeć to szelest gałęzi potężnych i rozłożystych drzew oraz świst wiejącego wiatru, który pchał ich dalej w głąb lasu. Wszystkie te odgłosy stawały się coraz wyraźniejsze, gdy w pewnym momencie Music wydała z siebie długi i zduszony przerażeniem krzyk:
-Co się stało?!-spytał starszy brat obejmując siostrę.
Lecz Music nic nie odpowiedziała, jej zielone oczy zachodziły łzami, a latarka cały czas wskazywała jedno miejsce, które po chwili dostrzegli także jej bracia… W powietrzu unosił się intensywny odór rozkładającego się ciała. Oczom rodzeństwa ukazał się makabryczny widok. Samochód i kierowca, a raczej to co z niego zostało. Rozszarpane zwłoki leżały nie opodal tego samego, białego vana, którym jeszcze nie tak dawno temu jechali. Klacz cicho zaszlochała, młodszy brat kamerował dziwne zdarzenie z bliska, a Shadow układał informacje w głowie i bezskutecznie starał się je przekształcić w logiczną całość. Resztki nadziei na normalne, spokojne życie, które sobie wymarzyli, zniknęły. Myśli kłębiły się w ich głowach i każdy zadawał sobie jedno pytanie: „Co tu się dzieje i dlaczego nas to spotkało?!”. Peter zmierzał w stronę samochodu, ażeby przeszukać go w celu znalezienia jakichś poszlak:
-Znalazłeś coś? - Spytał go brat.
-Niestety nie… - Odpowiedział zawiedziony Peter.
-Musimy się stąd wynosić, tu nie jest bezpiecznie!
-Zdążyłam to zauważyć, braciszku - Dogryzła mu Music, po czym odwróciła się i zaczęła biec w stronę powrotną, choć w tych ciemnościach nie była pewna czy obrała dobry kierunek.
-Ale co z Mary?! Musimy jej pomóc! - Peter starał się przekonać rodzeństwo.
-Już jej nie pomożemy! Teraz najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo. Wracamy do Manehattan’u i nawet nie myślcie o zabieraniu bagażu z domu! - Stanowczym głosem zadecydował Shadow.
Rodzina ruszyła, jak im się zdawało, drogą powrotną. W rzeczywistości zapuszczali się coraz głębiej i głębiej w las. W końcu zdali sobie sprawę z tego, że zabłądzili:
-Świetnie! Zgubiliśmy się! - Krzyczała zapłakana Music
-Nie panikujcie! Na pewno wyjście jest już blisko. - Shadow sam nie wierzył w to co mówi, lecz żył nadzieją, że uda im się wydostać.
Nagle, na jednym z drzew dostrzegli jakiś biały przedmiot. Peter podszedł bliżej, żeby zobaczyć co to takiego. Okazało się, że to kartka, która była niezbyt starannie przyklejona taśmą do kory drzewa. Ogier już wyciągał kopyto, gdy Shadow zatrzymał go:
-Nawet o tym nie myśl! - Krzyknął starszy brat
Peter otwierał usta by coś powiedzieć lecz nie zdążył.
-Nie pytaj dlaczego! Po prostu chodź dalej! - Rozkazał Shadow
Rozkojarzony ogier wraz z Music poszli przed siebie i nie zwrócili uwagi na Petera, który wiedziony swoją ciekawością zrywał kartkę z drzewa. Od razu zdał sobie sprawę, jak wielki błąd popełnił. Na plecach poczuł ciężki oddech i długo się nie zastanawiając począł biec przed siebie, pozostali, już wcześniej odnieśli dziwne wrażenie obserwacji, a teraz poczuli ten sam powiew powietrza wydobywający się z czyichś nozdrzy, na swoim ciele.
-Biegiem! – Krzyczał Peter
Nie musiał powtarzać dwa razy. Kucyki szaleńczym pędem poczęły biec przed siebie. Music potknęła się o korzeń i rozbiła sobie nos, z którego zaczęła obficie sączyć się szkarłatna krew. Właśnie na owym wystającym korzeniu przyczepiona była następna kartka. Shadow zarzucił siostrę na grzbiet i pobiegli dalej. Peter zebrał następną kartkę, po czym dogonił brata. Miał dwie, tyle wystarczyło by dziwne odgłosy zaczęły towarzyszyć im w dalszej podróży. Droga powrotna dłużyła się i dłużyła, a końca nie było widać. Po jakichś 20 min szaleńczego biegu przez gęstwinę, rodzeństwo zwolniło tempa z powodu przemęczenia. Peter po drodze znalazł jeszcze jedną kartkę gdy mijali jakieś stare cysterny, lecz dopiero przy czwartej zaczął się prawdziwy koszmar rodziny Lightning’ów. Wyraźnie dało się słyszeć płacz i krzyki. Latarka zaczęła gasnąć. Ciemność, straszliwa i nieposkromiona ciemność zaczęła pętać więzy na ich szyjach. Na szczęście po kilku solidnych uderzeniach, latarka ponownie zadziałała. Rodzina zaczęła tracić zmysły, błądzili po lesie bez celu, gnębieni przez okropne dźwięki. Peter cały czas wszystko dokładnie nagrywał, każdy moment. Pierwsza kartka, druga, trzecia…
Nagle odezwała się Music:
-Zostawcie mnie. Jestem tylko kulą u nogi. Ratujcie siebie.
-Nigdy! Nigdy cię nie zostawimy! – Powiedział Shadow, który nie tracił nadziei, na to że uda im się ujść z życiem
-Dokładnie! - Dodał młodszy brat.
Klacz zemdlała, nie zdążyła już nic powiedzieć, Shadow dalej niósł ją na grzbiecie.
Jednakże Music była jakby w głębokim transie, prowadziła wewnętrzną walkę z niewidzialnym wrogiem:
-Music... - Nawoływał głos
-Music…
Na szczęście klacz ocknęła się, nie wiedziała co się stało. Głowa jej pulsowała. Dręczyły ją kłębiące się w głowie myśli. Obraz był zamazany, nie potrafiła dłużej ocenić czy to sen czy to się dzieje naprawdę, straciła dużo krwi.
Shadow, który wciąż desperacko mknął przed siebie, starał się zachować trzeźwy umysł. Przystanęli na chwilę, żeby odzyskać siły, a gdy starszy brat odwrócił się, ujrzał wielką kałużę krwi. Szybko zauważył również ciągle włączoną kamerę brata:
-Nie, nie, NIE!! - Krzyczał coraz głośniej.
-To moja wina... - Obwiniał się w myślach.
Nie wiedział co ma robić. Jego mózg podpowiadał że to już koniec, nigdy nie ujrzy brata, a jego siostra w każdej chwili może go opuścić. Wiedział że musi uratować młodszą siostrę, która bezradnie zwisała z jego grzbietu. Właśnie tego chcieli by jego rodzice. Chcieli by, żeby ją ocalił. Chcieli by, żeby się nią opiekował:
-Czy jesteśmy już bezpieczni? - Spytała Music ocierając krew z twarzy.
Słysząc słodki głos siostry, Shadow zdjął klacz z grzbietu i mocno przytulił:
-Przepraszam! – Powiedział brat, będąc już na skraju załamania nerwowego.
-To wszystko moja wina! Nasz brat nie żyje, my pewnie zaraz zginiemy, to koniec…
-To nie jest twoja wina. - Powiedziała krzepiąco Music, ledwo powstrzymując się od płaczu. Rodzeństwo jeszcze przez chwilę przytulało się i pocieszało nawzajem, lecz musieli walczyć dalej. Music ledwo się pozbierała i chwiejnym krokiem podążała obok brata. Kręciło jej się w głowie, lecz dzielnie stawiała opór przeciwnościom losu:
-Nie możemy się zatrzymywać na długo - Zaczął ogier.
-Co? O czym ty mówisz? - Pytała zdziwiona Music.
-Legenda. legenda o Slendermane... - Wymamrotał cicho.
-I ty w to wierzysz?
-Pomyśl tylko! Wszystko jest dokładnie jak w historiach. Są kartki, są te wszystkie dziwaczne odgłosy! Sama przecież słyszałaś!
-Jest też trans, o którym mówili miejscowi. - Przyznała klacz po chwili.
-To jest coś dziwnego, byłam jakby zamknięta w swojej głowie. Z każdej strony otulała mnie czarna poświata i dało się słyszeć wołanie. On wołał moje imię… - Klacz przerwała swoją wypowiedź - Skoro wiesz o nim tak dużo, to co powinniśmy teraz zrobić?
-Musimy... - Zaczął niepewnie Shadow - Musimy zebrać wszystkie pozostałe kartki...
-Ile ich jest?-zapytała Music.
-Chodzą słuchy, że jest ich około ośmiu. Lecz nikt nigdy nie zdołał tego sprawdzić dokładnie…
-Wygląda na to, że nie mamy innego wyjścia. Sprawdźmy zatem ile ich jest. - Powiedziała Music
-Masz rację. Musimy wierzyć, że nam się uda. Trzymaj. – Shadow podał siostrze kamerę Petera.
-Chciałby żebyśmy dokończyli jego ostatni film…
Klacz wzięła od brata kamerę i zaczęła kręcić ich poczynania.
Szukali kartek. Nie wiedzieli ile ich jest. Wiedzieli jedno, muszą przetrwać, muszą wydostać się z lasu żeby ostrzec innych. Wtem za ich plecami rozległ się odgłos łamanych gałęzi i stukotu kopyt…
Mam nadzieję że Wam się podobało :3
I uprzedzam pytania "kiedy następny rozdział?", będzie, gdy będzie gotowy.
Co do rysunków... będzie trzeba nadrobić zaległości